O jedną mapę za daleko – artykuł dla Studia Opinii

Amb. Maciej Kozłowski dla Studia Opinii, tekst dostępny tutaj.

Koniec II  i początek III dekady dwudziestego pierwszego wieku  dostarczyły nam niemało mocnych wrażeń. Patrząc z perspektywy polskiej  głównymi wydarzeniami międzynarodowymi końca ubiegłego roku była seria wystąpień prezydenta Rosji , który bardzo szczegółowo choć mało akuratnie zajął się historia naszego kraju.  Już sam fakt, że prezydent mocarstwa poświęca niemal cale ważne przemówienie historii innego kraju, jest wydarzeniem bez precedensu.  Malo tego, w kolejnych wystąpieniach temat ten był kontynuowany i rozwijany,  a także powtarzany  w różnych wariantach przez cały polityczny establishment  Rosji. Wszystko wskazuje na to, że wystąpienie Putina w Akademii Wojskowej  było fragmentem szerszego, przemyślanego planu , przygotowaniem artyleryjskim przed kolejnym wystąpieniem, tym razem w Jerozolimie, no i wreszcie  przed kulminacją, która nastąpić ma w Moskwie 9 maja  podczas zapowiadanych jako przełomowe wydarzenie międzynarodowe obchodów zakończenia II wojny Światowej. Tak odczytano to w Polsce i stąd decyzja prezydenta  Andrzeja Dudy by jeden z największych zjazdów światowych przywódców zbojkotować.

Jednak w polityce światowej działo się więcej.  Na początku stycznia , po zabiciu przez Amerykanów   ważnego irańskiego generała wydawało się, że świat stanął nieomal w przededniu wojny,  a jeśli nie, to zmasowanych ataków terrorystycznych. Tak się nie stało, ale ceny ropy poszybowały bardzo wysoko.  Potem stanęliśmy przed groźbą eskalacji   wojny domowej w Libii.  I w przypadku napięcia wokół Iranu i w Libii głównym, beneficjentem rosnących napięć  była Rosja, która na konferencji w Berlinie  mogła wystąpiła w roli rozdającego karty rozjemcy.  Wreszcie doszło do nieczęstego zjazdu wszystkich niemal możnych naszej części świata Jerozolimie,  gdzie Putinowi zarezerwowano miejsce i status nieomal  światowego hegemona. Wydawało się zatem, że wielki plan Putina, powrotu do grona wielkich rozgrywających  w światowej polityce, a może i czegoś więcej   bliski jest realizacji.

             O wyjątkowym znaczeniu roku 2020 w wielkim strategicznym  planie Putina   ciekawie mówili niedawno  dwaj czołowi analitycy  polityki swego kraju Walerij Sołowiej i Andrij Piontkowski . Otóż ich zdaniem w bieżącym roku  Rosji grozi grożą poważne wstrząsy  społeczne i polityczne. Twierdzą że  Putin jak wielu autokratów przed nim, spektakularnymi sukcesami w polityce zagranicznej chce  przykryć ,a może i odsunąć nadciągający kryzys. Wszak pamięta że szczyt popularności i poparcia zyskał anektując Krym.  Owszem, dotknęły go sankcje, ale słusznie przewidział , że rozpychając się na światowej scenie zmusi  tzw.  Zachód  do ponownego zaproszenia na światowe salony i do spotkania jerozolimskiego wydawało się, że  plan ten jest bliski realizacji. Najpierw było spotkanie G 20 w Osace, gdzie  nikt już nie wypominał mu  Ukrainy, czy nawet zestrzelenia cywilnego samolotu.  Potem  przywrócono Rosji  prawo głosu w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy.   A wszystko to działo się w kontekście  wywalczenia sobie przez Rosję – na skutek abdykacji USA –  pozycji głównego rozgrywającego w Syrii czy szerzej, na Bliskim Wschodzie.  I to bardzo tanim kosztem, ściślej życiem kilkudziesięciu ochotników  tzw. Grupy Wagnera. Ta pozycja zaowocowała  coraz bliższymi związkami z Turcją  i już wielu wieszczyło, że lada chwila Putinowi uda się wyłuskać z NATO kraj mający po USA najliczniejszą  w sojuszu armię.

Grudniowy atak  propagandowy na Polskę był  niewątpliwie przygrywką do  spotkania  jerozolimskiego, ale może miał w zamyśle bardziej złowrogie cele.  Dla przypomnienia,  choć analogie mogą być złudne , aneksję Krymu poprzedził zmasowany atak propagandowy na Ukrainę i to dokładnie  w tej samej poetyce czyli poprzez oskarżanie atakowanego o historyczne przewiny w  czasach II wojny Światowej  i o wszechobecny rzekomo antysemityzm.  I w jednym i w drugim przypadku atak był o tyle trudny do odparcia, że zarówno Ukraina jak i Polska zamiast badania historii uprawiają w ostatnich latach wyłącznie tzw.  politykę historyczną polegającą na  skrzętnym ukrywaniu wszelkich niewygodnych zdarzeń z przeszłości,  które mogłyby zakłócić obraz własnego kraju  jedynego sprawiedliwego wśród narodów świata.  Nic zatem dziwnego, że propagandowy  atak na Polskę  przeprowadzony wyjątkowo brutalnie i wyjątkowo kłamliwie nie spotkał się  ze zmasowanym potępieniem, wsparcie Polski odbywało się,- jeśli  chodzi o rządy półgębkiem  – wsparcie na poziomie oświadczeń ambasadorów – jeśli zaś chodzi opinie publiczną najczęstszym komentarzem  w  prasie było, że oto starły się ze sobą dwa nacjonalizmy, które naginają historię do własnych politycznych celów.   Z nieodłącznym niestety przy takich okazjach wspomnieniem polskiej   ustawy mającej karać więzieniem za przypominanie mniej chwalebnych kart  z naszej  przeszłości. O tym że  jeszcze surowsza  niż dzieło ministra Jakiego ustawa od dawna funkcjonuje w Rosji nie wspominano.

I w takiej właśnie  atmosferze doszło do jerozolimskiego spotkania.  Rzeczywiście jeśli chodzi o liczbę koronowanych głów  i szefów państw imponującego.  Podobnie liczne zjazdy odbywają się niemal wyłącznie przy okazji wielkich pogrzebów.

Nieobecność Polski, owszem, była zauważona, jednak żal, jeśli nawet był wyrażany, to niezbyt donośnie , a znacznie większy rozgłos niż nasza nieobecność zyskał piękny skądinąd gest prezydenta Ukrainy Zelenskiego, który ostentacyjnie swoje miejsce w pierwszym rzędzie ustąpił tym, o których w Jerozolimie całkowicie zapomniano, czyli żyjącym świadkom  wydarzeń, którym cala uroczystość rzekomo miała być poświęcona.

Wystąpienie prezydenta Putina, jeśli chodzi o część historyczną było , jak na niego, stonowane, choć oczywiście nie obyło się bez oficjalnego kłamstwa polegającego na zaliczeniu do radzieckich ofiar Holocaustu  Polskich obywateli Żydów którzy znaleźli się pod sowiecka okupacją.  Gorzej było z częścią artystyczną. Pomiędzy przemówieniami wiceprezydenta Pence’a, a prezydenta Macrona    zaprezentowano krótki film o historii II wojny światowej, która  – jak wiadomo – zaczęła się od najazdu Niemiec na Związek Radziecki. To jeszcze wydawało się do przełknięcia . Jednak w filmie tym znalazła się mapa,  która przedstawiać miała Hitlerowskie podboje w 1942 roku.  Z mapy tej wynikało, że to dopiero w 1942 roku Hitler podbił  Czechosłowację, Polskę, a przy  okazji też inny niepodległy  kraj czyli  Prusy Wschodnie.  Na mapie tej  znalazła się ogromna Białoruś , sięgająca na północy  od granicy z wspomnianymi Prusami  Wschodnimi na południu zaś z Rumunią,  która też w takim kształcie jak zaznaczono nigdy nie istniała. Ta stworzona w wyobraźni autorów mapy  Bialoruś obejmowała nie tylko nieomal cała Ukrainę, której na mapie w ogóle nie ma,  bowiem resztę jej terytorium  autorzy przyłączyli wprost do Rosji,   lecz także całą okupowaną przez Sowietów część Polski, też zresztą zaznaczonej  w granicach które  w rzeczywistości nigdy nie istniały. Na dodatek twórcy mapy pomylili hitlerowskie obozy koncentracyjne z obozami zagłady co w Yad Vashem,  gdzie na tego rodzaju niuanse zwracana jest szczególna uwaga zabrzmieć musiało wyjątkowo zgrzytliwie.

W pierwszej chwili nikt tego specjalnie nie zauważył, ale już nazajutrz sprawę komentować zaczęły media  i wybuchnął  skandal. Instytut  Yad Vashem który był jednym z współorganizatorów wydarzenia i gdzie rzecz się cala odbywała pospieszył z wyjaśnieniami, że z całym propagandowym filmem, a już szczególnie z mapą nie ma nic wspólnego.  Wątłe to jednak tłumaczenie jak  na instytucję, która uchodzić pragnie za poważną placówkę badawczą i ostateczną instancję  w sprawach dotyczących Zagłady.  Zapewne izraelski Instytut  nie był autorem tej szczególnej filmowej produkcji, ale sam fakt że w jego murach taki film  został  zaprezentowany poważnie nadszarpnął wizerunek tej instytucji. Podobny absmak czuć musieli wszyscy uczestnicy tego wydarzenia,  które po tej projekcji okazało się dokładnie tym czym było:  propagandową  ustawką Putina  zaaranżowaną usłużnie przez Izrael , którego premier nie tylko walczy o reelekcję,  ale wprost o unikniecie pójścia za kraty za zwyczajną korupcję.

Jeśli część artystyczna jerozolimskiej konferencji była gorsząca, to część polityczna  co najmniej niepokojąca.  W swoim przemówieniu Putin zaproponował  nowy  ład polityczny  świata polegający, w skrócie, na powrocie do systemu jałtańskiego, z tą tylko różnicą , że do grona mocarstw dzielących świat na swe strefy wpływów doproszono by Chiny.  Zazwyczaj gdy jakichś kraj występuje z tak daleko idącą propozycją  jej publiczne ogłoszenie poprzedzają dyskretne dyplomatyczne sondaże, pozyskiwanie sojuszników nowej idei, neutralizowanie jej przeciwników, słowem dyplomatyczna gra koronkowa, w której Rosja od wieków była mistrzem.  Tym razem pomysł zdał się jednak zaskoczyć wszystkich. Wprawdzie Macron coś tam wspomniał nieśmiało o „ interesującej propozycji”, ale potem zapadła głucha cisza. Mało tego, gdy tylko ostatni goście zaczęli wyjeżdżać z Jerozolimy zaczęła się seria wydarzeń, które jeśli nie całkiem burzą to co najmniej poważnie nadwyrężają  wielki plan  międzynarodowej ofensywy Rosji.

I znów zacznijmy od sprawy nam najbliższej to znaczy  prawdziwych obchodów 75 rocznicy oswobodzenia obozu Auschwitz.  Wprawdzie wszyscy: zarówno organizatorzy  upamiętnień i w Jerozolimie i w Polsce zaklinali się, że o żadnej konkurencji nie ma mowy, nie oszukujmy się, konkurencja przynajmniej  w opinii kształtowanej przez środki przekazu była i to ostra.   I kiedy do Jerozolimy przyjechało 46 szefów państw i rządów, kilkunastu królów i książąt, o takich osobistościach jak wiceprezydent USA nie wspominając,  wydawało się że to  ta uroczystość stanie się centralnym wydarzeniem 75 rocznicy oswobodzenia obozu która to rocznica  obchodzona jest  jako Światowy Dzień Holocaustu.  Tak się jednak nie stało.  Polska zamiast licytować się na obecność politycznych celebrytów   zorganizowała po prostu całkiem inną uroczystość.  Oddała honorowe miejsce i podium  tym , którym ta uroczystość się należała, ostatnim żyjącym wśród nas świadkom tamtych wydarzeń.  Nie było zatem w Auschwitz politycznych przemówień. Było milczenie, zaduma i dojmujący glos  tych którzy przeżyli. Przed zgromadzonymi wystąpiło czworo ocalonych. Wszyscy mówili przejmująco , ale  uwagę  całego świata przykuło  wystąpienie więźnia Auschwitz o numerze  B-9408 Mariana Turskiego.  Jego apel do młodych by nie byli  obojętni widząc zło, nawet zbliżające się małymi krokami  przetłumaczony na dziesiątki języków, już przeszedł  do historii. Jest to bowiem głos ostatnich już świadków Zagłady .  Gdy odejdą, zostanie tylko to przeslanie że  takie rzeczy jak Auschwitz „nie spadają” z nieba lecz wydarzają się, gdy nie dostrzegamy   pierwszych oznak wykluczenia, dominacji, pogardy.

W dzisiejszym medialnym zgiełku najłatwiej przebijają się skandale trudniej jest się przebić ważnym i mądrym słowom.  Z uroczystości upamiętniającej 75 rocznicę Zagłady zaplanowanej przez Putina imprezy jerozolimskiej zapamiętany będzie wyłącznie skandal z kuriozalną mapą. Z uroczystości w Oświęcimiu  wielkie i mądre przesłanie jednego z tych, którzy horroru Zagłady osobiście doświadczyli.

 Niemal natychmiast po  obchodach rocznicowych miała miejsce sekwencja  czysto już  politycznych  wydarzeń, których , jak sądzę kremlowscy stratedzy nie wyobrażali sobie w najgorszych snach.  1 lutego  sekretarz stanu USA Mike Pompeo  wyruszył w podróż na Wschód. Odwiedził jednak nie  Moskwę  by dyskutować o złożonej przez Putina w Jerozolimie propozycji, lecz cztery  byłe republiki radzieckie dziś  niepodlegle kraje:  Uzbekistan, Kazachstan Ukrainę i Białoruś. Szczególnie ta ostatnia wizyta była znacząca.  Pompeo był pierwszym od dwudziestu lat tej rangi politykiem amerykańskim składającym wizytę w Mińsku. Stało się to w momencie gdy Moskwa groźbą odcięcia od dostaw ropy stara się  zmusić Białoruś do większej uległości.  I oto w tym delikatnym momencie  Pompeo proponuje Łukaszence powrót do pełnych stosunków dyplomatycznych, złagodzenie, a może nawet zniesienie sankcji nałożonych za łamanie praw człowieka. Mało tego, obiecuje, że  Ameryka jest gotowa zapewnić Łukaszence  dostawy surowców energetycznych  jeśli tylko Rosja nadal używać będzie szantażu  naftowo-  gazowego. To ostatnie musiało Rosje zaboleć szczególnie.  A przecież miało być tak pięknie i w Moskwie już pisano o rychłej unii obu krajów czyli kolejnym etapie „zbierania ruskich ziem”. 

 Tuż po wyjeździe Pompeo gdy jeszcze zapewne nie zdążono w Mińsku i Kijowie zdjąć z ulic amerykańskich flag, do stolicy Ukrainy przyjechał  prezydent Turcji Erdogan i nie tylko na powitanie użuł  wyklętego w Rosji pozdrowienia „Sława Ukrainie” ,ale stwierdził, że Turcja nie tylko nigdy nie uzna aneksji Krymu, lecz będzie aktywnie upominać się o prawa mieszkających tam Tatarów. Na dokładkę obiecał znaczącą pomoc wojskowa dla Ukraińskiej armii !

A przecież to właśnie szczególne stosunki z Turcją zapewniają Rosji obecną pozycje rozgrywającego w bliskowschodnich konfliktach.

A żeby tego było mało prezydent Francji Macron odwiedził  Warszawę i zamiast mówić jak to mu się zdarzało ostatnio , o śmierci NATO i konieczności resetu w stosunkach z Rosją  wygłosił przemówienie  o konieczności budowania  zdolności obronnych Europy   i  bynajmniej nie namawiał Polaków do udziału w moskiewskiej paradzie 9 maja lecz zapowiedział udział francuskich żołnierzy w defiladzie, która upamiętniać będzie 100 lecie polskiego zwycięstwa nad bolszewicką Rosją.

Ktoś może zapytać jaki  związek  miały te na pewno nie idące po myśli Rosji wydarzenia polityczne z nieszczęsną  mapą na imprezie jerozolimskiej.  Tego oczywiście nie wiemy i zapewne szybko się nie dowiemy, ale obserwując działania najpierw Związku Radzieckiego a potem Rosji  na przestrzeni dłuższego czasu  mam nieodparte wrażenie, że  przypisywane Czernomyrdinowi słynne powiedzenie „ chcieliśmy dobrze, a wyszło tak jak zawsze” ma  w tym wielkim imperium głębokie zakorzenienie.   Jak w każdej bowiem despotii najlepiej przemyślane  i zaplanowane intrygi  kończą się  często nie po myśli pomysłodawców  bo ktoś gdzieś czegoś nie dopatrzy, sknoci, czy też – co częstsze –  chcąc się przypodobać przełożonym pójdzie o krok za daleko,   a skutki owego kroku okażą się fatalne.    Dziś już nikt nie ma wątpliwości że Rosja maczała palce w doprowadzeniu do Brexitu. Owszem Brexit nastąpił,  a więc wielki plan się powiódł, jednak kolejny element tego planu, uczynienie z Wielkiej Brytanii   poletka zabaw dla rosyjskich oligarchów i szpiegów  nie udało się bo ktoś wpadł na pomysł zamordowania  na terytorium państwa brytyjskiego  przewerbowanego szpiega. Do wykonania tego zadania wysłano nieudaczników, którzy dali się jak dzieci namierzyć. W rezultacie stosunki brytyjsko rosyjskie gwałtownie się pogorszyły, pozostają  do dziś zamrożone i nawet najbardziej bliski duchowo władcom Kremla przywódca Zjednoczonego Królestwa  nie ośmieli się ich w najbliższym czasie odmrozić.  Wielka Brytania mimo że dziś  jest już poza Unią wciąż pozostaje jednym z głównych orędowników surowych sankcji przeciw Rosji.  Podobnie było  z Austrią. Już się wydawało że  bliska sercu  Moskwy Partia Wolności współrządzić  będzie krajem który nie tak dawno był jeszcze dla Związku Radzieckiego „bliską zagranicą”, a ale jedna nieudolna próba przekupstwa i w  Austrii  zamiast promoskiewskich  nacjonalistów w koalicji z  chadekami rządzą  demokratycznie nastawieni Zieloni.   Podobnie było z zestrzeleniem  malezyjskiego samolotu pasażerskiego.  Śmierć 298 osob, w większości obywateli Holandii, sprawiła, że dla całej Zachodniej Europy  wojna na Ukrainie  przestała być  jakąś odległą egzotyczną  awanturą do której Europa nie powinna się mieszać lecz  sprawą  bezpieczeństwa całej Unii Europejskiej.  Nie można zatem wykluczyć ,ze sprawa owej nieszczęsnej mapy  niewątpliwie sprokurowanej  w Moskwie,  bo tylko tam wymyślić można było sięgająca od Prus Wschodnich po Karpaty Wielką Białoruś, to wynik nie tylko czyjejś głupoty, ale i nadgorliwości. No i wyszło jak zawsze. 

Rosję czekają w najbliższym czasie trudne czasy. Załamanie cen ropy w wyniku wybuchu epidemii w Chinach  bezpośrednio uderza i to boleśnie w budżet państwa opierający się niemal wyłącznie na eksporcie surowców .  Jeśli ceny ropy ustabilizują się na poziomie niższym niż 50 dolarów za baryłkę, to już nie będzie osłabienie gospodarki lecz potężny kryzys.   Posunięcia USA i Unii  w pierwszych dniach lutego  wskazują, że rychłego zniesienia sankcji raczej  trudno oczekiwać.  Do tego mamy postawienie  w Holandii w stan oskarżenia odpowiedzialnych za katastrofę  Boeinga, bolesne wizerunkowo wykluczenie Rosji z Ruchu Olimpijskiego no i jeszcze boleśniejsze uznanie autokefalii Cerkwi Ukraińskiej co burzy całą wielką narrację Moskwy o Trzecim Rzymie.

Oczywiście trudno przewidzieć co wydarzy się w przyszłości.  Rosja pozostaje  zagrożeniem dla naszej części Europy.  Kryzys w Rosji może jeszcze to zagrożenie uczynić bardziej realnym. Zapewne jacyś światowi przywódcy jednak pojawia się w Moskwie 9 maja by podziwiać defiladę wojsk okupujących Krym,  a także baterie rakiet  bliźniaczych do  wyrzutni z której rakieta  wystrzelona  17 lipca 2014 przerwała lot  nr MH 17  zabijając 298 niewinnych ludzi. Ilu ich będzie  i z jakim przeslaniem przyjadą- nie wiemy.  

Jedno jest pewne. Podróż Władimira Putina do Jerozolimy, która miała być kolejnym ogniwem w paśmie sukcesów zagranicznych Rosji okazała się być wydarzeniem dalekim od oczekiwań.  I zapewne organizatorzy tej imprezy powtarzają sobie po cichu: chcieliśmy dobrze a wyszło tak jak zawsze,  Władimir Putin posunął się o jedną mapę za daleko.

Maciej Kozłowski

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s