Nie minął rok od wejścia w życie nowej, w wielu miejscach niezgodnej z Konstytucją, ustawy o służbie zagranicznej, która zgodnie z życzeniem lidera rządzącej partii wyczyścić miała dyplomację ze starych złogów i szeroko otworzyć jej wrota przed nowymi adeptami, niekoniecznie dobrze przygotowanymi do reprezentowania kraju zagranicą, ale swoimi.
O skutkach wejścia w życie nowej ustawy pisaliśmy na stronie Stowarzyszenia Konferencja Ambasadorów, ostrzegaliśmy w Senacie i w mediach. Wiadomo było, że jest to wołanie na puszczy, ale widzieliśmy sens w upublicznieniu naszego stanowiska. Wszystkie nasze obawy się potwierdziły, a ustawę trzeba było nowelizować zanim jeszcze weszła w życie, żeby mogła w ogóle zacząć funkcjonować. Triumfu z tego powodu nie odczuwamy. Jaką mamy dyplomację każdy może ocenić. Przy okazji niektórzy 65-ciolatkowie+, wierzący w siebie i dobre intencje ministra, skorzystali z danej ustawą możliwości złożenia wniosku o przedłużenie zatrudnienia. Minister wykazał łaskawość i dał im popracować dwa tygodnie dłużej. To nie wymaga komentarza.
Mimo tej determinacji nie udało się oczyścić służby ze wszystkich niechcianych kadr z lat przedpisowskiego panowania. Okazję do rozprawienia się z nimi stworzyła wojna za wschodnią granicą, odwracająca uwagę od tego co dzieje się w kraju i do Sejmu wpłynął projekt kolejnej nowelizacji ustawy o służbie zagranicznej, którą nazwać można czyszcząco – dyscyplinującą krnąbrną kadrę zawodowych dyplomatów w obliczu zagrożenia bezpieczeństwa kraju.
By nie zaczynać od sedna sprawy, czyli ministerialnych „złogów”, rozpoczęto od regulacji mającej zapobiec dopuszczeniu do służby zagranicznej osób, które edukowały się tam, gdzie nie powinny, czyli „kształciły się, w szczególności odbyły kursy, szkolenia, podjęły studia, uzyskały tytuł zawodowy, stopień w zakresie sztuki, stopień naukowy, tytuł naukowy lub prowadziły działalność naukową w zagranicznym podmiocie systemu szkolnictwa wyższego i nauki:
- będącym organem bezpieczeństwa innego państwa, albo prowadzonym, podległym, kontrolowanym i nadzorowanym przez taki organ,
- wchodzącym w skład sił zbrojnych innego państwa, albo im podległym, przez nie nadzorowanym i kontrolowanym,
- stanowiącym część resortu właściwego do spraw zagranicznych lub wewnętrznych innego państwa albo temu resortowi podległym lub przez niego kontrolowanym lub nadzorowanym”.
Powiało grozą, ale wyjaśniono, że nie dotyczy to osób, które kształciły się wyłącznie w państwach członkowskich Unii Europejskiej, państwach sygnatariuszach Traktatu Północnoatlantyckiego niebędących państwami członkowskimi Unii Europejskiej, państwach członkowskich Europejskiego porozumienia o Wolnym Handlu (EFTA) – stronach umowy o Europejskim Obszarze Gospodarczym i Konfederacji Szwajcarskiej.
Natomiast osobie, która nie miała szczęścia kształcić się na właściwej uczelni projekt ustawy daje szansę zatrudnienia gdy uzyska zgodę Szefa Służby Zagranicznej, który wyda ją na podstawie wiążącej opinii o braku przeciwwskazań do podjęcia pracy w służbie zagranicznej uzyskanej od Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. To tylko kamuflaż, bo de facto nie o nowych adeptów dyplomacji chodzi, lecz o tzw. „złogi”. Sedno sprawy ujęto w ostatnim, przejściowym artykule projektu, który stanowi, że w ciągu 6 miesięcy od dnia wejścia ustawy w życie Szef Służby Zagranicznej na podstawie opinii ABW wyda pracownikowi zgodę na dalsze zatrudnienie w MSZ lub jej odmówi i wówczas stosunek pracy z osobą, która studiowała w niewłaściwej uczelni wygaśnie w terminie 3 miesięcy od otrzymania odmowy. Jeśli ktoś nadal nie wie o co chodzi to w prosty sposób intencje autorów wyjaśnił wiceminister Wawrzyk w swoim ubolewającym „twicie” o treści następującej: „Z powodu sprzeciwu posłów opozycji, komisja SZ nie zajmie się dziś (a także na tym posiedzeniu Sejmu), projektem ustawy o usunięcie ze służby zagranicznej absolwentów MGIMO i innych komunistycznych uczelni. Nawet nie chce się tego komentować.”
Ministrowi nie, ale nam się jednak komentować chce, bo warto przypomnieć, że MGIMO (Moskiewski Państwy Instytut Stosunków Międzynarodowych) to uczelnia znana i ciesząca się w czasach minionych dużym zainteresowaniem wielu cudzoziemców, nie tylko z bloku wschodniego, w tym obywateli PRL, którzy studiowali tam głównie na wydziale stosunków międzynarodowych, gdzie językiem wykładowym był rosyjski, ale poza nim każdy student musiał zaliczyć 2 dodatkowe, na ogół rzadkie języki. Tam zdobywali unikalne umiejętności językowe przyszli dyplomaci z wielu stron świata i pewnie wielu było w czasie studiów obiektem inwigilacji radzieckich służb. Trzeba też przypomnieć, że absolwenci MGIMO, w trakcie kilkudziesięcioletniego zatrudnienia w MSZ byli wielokrotnie weryfikowani przez odpowiednie polskie służby – w procesach lustracyjnych, jak również dopuszczania do tajemnicy państwowej czy do informacji niejawnych. Od początku jednak byli solą w oku PiS, który wkrótce po wygranych w 2005 roku wyborach zabrał się za pokazanie im właściwego miejsca w szeregu. Zaczęli być odwoływani z placówek i niedobrze widziani na wysokich stanowiskach. Wydawało się, że problem ten rozwiązała przyjęta w zeszłym roku ustawa o służbie zagranicznej, na mocy, której wygasły stosunki pracy z osobami, które ukończyły 65 lat, bo „mgimowcy” to już seniorzy w gronie dyplomatów. Okazało się jednak, że około 30 weteranów wrażej uczelni jeszcze się ostało. I ten właśnie problem ma załatwić projektowana nowelizacja, która nie przebiła się nigdy wcześniej, mimo jej wpływowych orędowników. Nie wiadomo tylko co jeszcze można sprawdzać po przeprowadzeniu dotychczasowych weryfikacji i zapytać co do tej pory sprawdzały powołane do tego służby? Skoro osoby te nadal pracują to znaczy, że nie utraciły wymaganego zaufania, co pozwoliłoby wypowiedzieć im stosunek pracy.
Ustawa nie wskazuje żadnych kryteriów do sporządzenia opinii przez ABW i decyzji Szefa Służby Zagranicznej, więc wygląda na to, że odbędzie się to bez żadnego trybu, z pogwałceniem praw nabytych (np. do ochrony przedemerytalnej), bez prawa do odwołania i drogi sądowej.
To dlatego wygaszanie stało się modne. Jest wygodne i bezkarne. Odbiera prawo do niezależnego sądu i obrony. To kolejny skandaliczny aspekt nowej ustawy o służbie zagranicznej, która zdecydowała o wygaśnięciu stosunków pracy dyplomatów, którzy ukończyli 65 lat. Dane na to przyzwolenie ośmieliło autorów i idąc za ciosem wprowadzili do projektu nowelizacji jeszcze jeden przypadek wygaśnięcia stosunku pracy niechcianych zawodowych dyplomatów. Chodzi o tych, którzy ponownie nie wyrażą zgody na przyjęcie wyznaczonego im stanowiska, bo jak wyjaśniono w uzasadnieniu projektu sankcja finansowa okazała się niewystarczająca.
Wyznaczenie stanowiska przez Dyrektora Generalnego (art.22 ust.1 ustawy) wcześniej rozumiane było jako formalne zwieńczenie ubiegania się o stanowisko w procesie naboru w służbie zagranicznej teraz stało się rozkazem i środkiem dyscyplinującym, nie wymagającym nawet uzasadnienia. Oczywiście nie muszą się go obawiać pupile pracodawcy, bo im można po prostu nie wyznaczać stanowisk, którymi nie są zainteresowani.
Zawodowy dyplomata musi być gotowy do objęcia stanowiska w dowolnej placówce zagranicznej, w dowolnym kraju i dowolnym czasie. Projekt nowelizacji rozszerzył pole działania pracodawcy jeszcze o stanowisko w ministerstwie – „Stosunek pracy wygasa w razie dwukrotnej odmowy przyjęcia dwóch następujących po sobie wyznaczeń stanowiska w placówce zagranicznej lub komórce organizacyjnej urzędu obsługującego ministra właściwego do spraw zagranicznych, które są zgodne z jego kwalifikacjami i umiejętnościami oraz przebiegiem kariery zawodowej”, co oceniać będzie oczywiście pracodawca. Dzięki temu pracownicy ukuli już dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych nazwę alternatywną – Ministerstwo Pracy Przymusowej, chociaż chyba bardziej adekwatne byłoby Ministerstwo Zniewolenia, skoro stosunek pracy dyplomaty może ulec wygaśnięciu, gdy odmówi wyjazdu, na przykład z powodu konieczności sprawowania osobistej opieki nad niepełnosprawnymi członkami rodziny.
Projekt nowelizacji ustawy o służbie zagranicznej wychodzi poza ramy służby i zmienia także ustawę o finansach publicznych, wyłączając obowiązek prowadzenia rejestru umów przez placówki zagraniczne oraz ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, znacząco rozszerzając kompetencje IPN. Zmiany te ocenią pewnie inni zainteresowani, chyba że umkną one ich uwadze, bo nie spodziewają się, że ustawa o służbie zagranicznej będzie wprowadzać zmiany do ustawy o finansach publicznych i ustawy o IPN, chociaż to teraz powszechna praktyka w prawotwórstwie. Trudno doszukać się dobrych intencji w takim tworzeniu prawa, które czyni go mało czytelnym, chyba że chce się coś ukryć.
Z uzasadnienia projektu nowelizacji wynika, że projektodawca uwzględnił postulaty IPN i rozszerzył zakres jego działania o „ewidencjonowanie, gromadzenie, przechowywanie, opracowywanie, zabezpieczanie, udostępnianie i publikowanie przez IPN akt pracowników służby zagranicznej, wytworzonych lub gromadzonych w okresie do dnia 31 grudnia 1990 r. oraz dokumentów osobowych, które zostały wytworzone w okresie do dnia 31 grudnia 1990 r. przekazanych do archiwum IPN przez ministra właściwego do spraw zagranicznych. Do tej pory Instytut takiej kompetencji nie posiadał, co jednocześnie umożliwiało stosowanie do wymienionych dokumentów RODO (ochrona danych), a więc także korzystanie z prawa do tzw. bycia zapomnianym. Nowe kompetencje wyłączą tę ochronę.
Poza naruszeniem osobowych zasobów dokumentacyjnych Ministerstwa Spraw Zagranicznych projektowana nowelizacja umożliwi także ewidencjonowanie, gromadzenie, przechowywanie, opracowywanie, zabezpieczanie, udostępnianie i publikowanie jeszcze innych dokumentów przekazanych do archiwum IPN przez ministra spraw zagranicznych, jeżeli ustawa tak stanowi.
Art.25 ust.4 ustawy o IPN dzięki nowelizacji otrzymać ma nowe brzmienie nakazujące na żądanie Prezesa Instytutu Pamięci (nazwa użyta w projekcie) przekazywanie do archiwum IP dokumentów nieprzekazanych (?) przez różne wymienione w 7 punktach podmioty oraz niewymienione w punkcie 8 inne instytucje. Tę zagadkę legislacyjną pozostawimy do rozwiązania zainteresowanym podmiotom, a sądom pozostawimy do oceny ustanowione w ustawie obowiązki przekazywania różnych dokumentów sądowych (dodane art. 26a i 26b).
Ustawa liczy 6 artykułów i 13 stron uzasadnienia. W ocenie skutków regulacji czytamy, że rozwiązuje ona problem zapewnienia zwiększonej mobilności dyplomatów zawodowych w stosunku do pozostałych członków służby zagranicznej oraz dostosowuje katalog stopni dyplomatycznych nadawanych członkom służby zagranicznej RP do systemów przyjętych w krajach demokratycznych, w których dyplomaci nie posługują się stopniem dyplomatycznym attaché. Jako rekomendowane rozwiązanie wskazano konieczność ustanowienia norm prawnych pozwalających na weryfikację kadry zawodowych dyplomatów pod kątem potencjalnych zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa polskiego w zakresie odbywania studiów na zagranicznych podmiotach systemu szkolnictwa i nauki spoza kręgu państw sojuszniczych (pisownia oryginalna). Logiki nie będziemy się doszukiwać. Autorzy dzieła już podobno nagrodzeni.
Autorka: Amb. Grażyna Sikorska