Czwartego kwietnia odszedł przedwcześnie ambasador Adam Kobieracki. Wniósł on znaczący wkład w teorię i praktykę polskiej dyplomacji wielostronnej, polityki bezpieczeństwa, zwłaszcza w dziedzinach rozbrojenia i kontroli zbrojeń, środków budowy zaufania, zapobiegania konfliktom międzynarodowym i ich opanowywania, funkcjonowania sojuszy wojskowych itd., listę można by jeszcze kontynuować. Ambasador Kobieracki stał się wybitnym specjalistą w tych sprawach nie tylko w wymiarze krajowym, ale także poza granicami Polski.
Urodzony w 1957 roku, był absolwentem Moskiewskiego Państwowego Instytutu Spraw Międzynarodowych (MGIMO). Studia uzupełniał na Wydziale Dziennikarstwa UW.
Jego kariera zawodowa była bogata. Związał się na stałe z MSZ, rozpoczynając w 1982 roku pracę w Departamencie Studiów i Programowania – DSiP (później przemianowanym na „Polityki Bezpieczeństwa” – DPB). Przeszedł wszystkie szczeble urzędnicze i trzykrotnie obejmował stanowisko dyrektora tego ważnego departamentu. Podobnie piął się przez dyplomatyczne szczeble na placówkach.
Podczas pierwszego pobytu w Stałym Przedstawicielstwie RP przy Organizacjach Międzynarodowych w Wiedniu, błysnął talentem negocjacyjnym w rokowaniach nad Traktatem o Konwencjonalnych Siłach Zbrojnych w Europie (CFE) i jego późniejszej modyfikacji. Podczas ostatecznego ustalania dozwolonych pułapów ciężkiego sprzętu bojowego Polska została pozostawiona naprzeciwko rosyjskiej delegacji, aby samej wynegocjować swoje żądania, zwłaszcza dotyczące ilości czołgów i śmigłowców (nasi sojusznicy uznali, że ich potrzeby zostały zaspokojone). Główny ciężar konfrontacji z Rosjanami spoczął na Adamie Kobierackim z racji jego znajomości tematu i świetnego opanowania języka rosyjskiego. Niemal anegdotyczna była wizyta rosyjskiej delegacji u szefa polskiej delegacji z prośbą o „wpłynięcie na Kobierackiego, którego przecież szanujemy, ale który potrafi na nas publicznie krzyczeć, zapominając, że jesteśmy przecież wielkim mocarstwem”. Trudne polsko-rosyjskie rokowania zakończyły się uwzględnieniem polskich żądań.
Podczas drugiego pobytu w Wiedniu, już jako szef polskiego przedstawicielstwa, z sukcesem przewodniczył obradom OBWE w 1998 r. w tym mieście z upoważnienia ministra Bronisława Geremka, który był „Urzędującym Przewodniczącym” całej organizacji. W uznaniu jego roli w tym przewodnictwie i zdolności organizacyjnych oraz negocjacyjnych zaproponowano mu później stanowisko Dyrektora Centrum Zapobiegania Konfliktom OBWE w Wiedniu, które sprawował w latach 2011-2015. Był uważany niemal za wyrocznię w sprawach OBWE.
Wcześniej jednak, w wyniku usilnych starań strony polskiej, Adam Kobieracki został w latach 2003-2007 Zastępcą Sekretarza Generalnego NATO do spraw operacji. Był pierwszym i jedynym dotąd Polakiem, który uzyskał tak wysokie stanowisko w Sojuszu Północnoatlantyckim. Był ceniony zwłaszcza za świetną znajomość Rosji, obszaru poradzieckiego oraz konfliktów na tym obszarze.
Od tzw. ludzkiej strony był przyjacielskim i powszechnie lubianym za znakomite poczucie humoru, pogodne usposobienie i niezależne myślenie. Obdarzony potężną posturą i tubalnym głosem był bardzo wyrazistą postacią. Kochał życie, rodzinę, dobrą literaturę, Wiedeń i Austrię. Lubił gotować i polską kuchnię. W życiu codziennym i zawodowym wspierała Go żona Hanna, kierowniczka sekretariatów w DSiP, DPB, stałych przedstawicielstw Polski w Wiedniu i NATO w Brukseli. Trapiły Go różne choroby, często cierpiał, ale nigdy nie narzekał. Pokonały go jednak w sile wieku i w świetnej formie intelektualnej.
Koniec jego pracy w MSZ nie był łatwy. W 2014 roku był wprawdzie szefem Misji Monitorującej OBWE w Ukrainie, ale po powrocie do Warszawy PiS-owskie kierownictwo jego macierzystej instytucji zepchnęło Go na margines, nie powierzając mu żadnych zadań i nękając upokarzającymi drobnymi szykanami, nie wydając mu zgody na podejmowanie ofert pracy w organizacjach międzynarodowych. Przyczyną były znane obsesje dotyczące studiów w Moskwie (w NATO nie mieli z tym problemu) i pracy w czasach Bronisława Geremka i Radosława Sikorskiego. Znosił te nękania z ironicznym i wyrozumiałym uśmiechem, traktując je jako przejściowy „dopust boży”. Nowa władza nie zdążyła już przedstawić mu propozycji, zgodnej z jego kwalifikacjami i pozycją międzynarodową.
Jego odejście to wieka strata dla polskiej dyplomacji.
(Jerzy M. Nowak, kwiecień 2024)